Tłumaczenia w kontekście hasła "są małżeństwem" z polskiego na włoski od Reverso Context: Mają 43 lata i są małżeństwem. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
Najdłuższe związki w polskim show-biznesie. Rekordziści są ze sobą od 50 lat. Kryzys zażegnało tragiczne wydarzenie. W wieku 22 lat zmarł brat Katarzyny. Wtedy Cezary postanowił, że całą rodziną przeprowadzą się do Warszawy. To był dość szalony pomysł. Przez dwa lata nie mógł znaleźć pracy w zawodzie.
Zakochani od dawna są pytani o to, kiedy wezmą ślub. Teraz WAG w drugim sezonie dokumentu, powiedziała, że ona i piłkarz są małżeństwem w oczach Boga i to się dla niej liczy. Georgina Rodriguez znów doceniona. Tym razem w Arabii Saudyjskiej! Cristiano Ronaldo i Georgina Rodriguez są razem od 2016 r. Piłkarz zaczął się spotykać
Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. W 2009 roku do legnickiego sądu wpłynęły 1694 pozwy o rozwód. Ile z nich to efekt wyjazdu żony lub męża z kraju "za chlebem"? Specjaliści przyznają, że z tego powodu jest coraz więcej rozbitych ma 48 lat i twierdzi, że świat się dla niej skończył. Żyje tylko dla 8-letniego synka. Dorota z Głogowa już nie płacze. Pogodziła się z decyzją męża. Zamiast rodziny wybrał wolność w Irlandii. Dla Bogdana wyjazd żony do Kanady był koniecznością. Ale jej telefon z wiadomością, że już nie wróci, był szokiem, po którym nie może się jeszcze otrząsnąć. ***Beata mieszka na ładnym osiedlu w Lubinie. W czteropokojowym mieszkaniu widać jej dobry gust, ale nie bogactwo. Jest bardzo chuda, przestała o siebie dbać, dużo pali. Przy życiu trzyma ją jedynie 8-letni Maciek. Kiedyś oczko w głowie jej męża, Wojtka, dziś finansowa kula u jego nogi i chyba jedyny wyrzut sumienia. Beata i Wojtek wciąż są małżeństwem, choć od dwóch lat już tylko na papierze. W tym roku obchodziliby 25. rocznicę ślubu. Ale zanim ich uczucie wygasło, byli dobraną, kochającą się pa-rą. Kiedy urodził się Maciek, ich starsza córka Ewa miała już 15 lat. - Mąż oszalał na punkcie syna - opowiada cicho Beata. Wspomnienia łagodzą rysy wciąż ładnej kobiety. - Zawsze chciał mieć chłopca i wreszcie jego marzenia spełniły się. Dbał o niego, rozpieszczał, planował przyszłość. Chciał mu przychylić nieba, ale nie na wszystko nam wystarczało. Mimo że oboje pracowaliśmy, męczyły nas wysokie raty za Polski do Unii Europejskiej świętowali u przyjaciół, którzy spędzili kilka lat za granicą. To wtedy Wojtek z Beatą podjęli decyzję o jego wyjeździe do Anglii. Tylko na rok, by zarobić na spłatę kredytu, a potem żyć bez wyrzeczeń i zaciskania pasa. Wyjechał na początku 2005 roku. Do kolegów, którzy pomogli załatwić pierwszą pracę i mieszkanie. - Bardzo tęskniliśmy do siebie, wydawaliśmy majątek na telefony - opowiada Beata. - Wojtek płakał, kiedy słyszał w słuchawce głos naszego synka. Ja też płakałam. Wcześniej nie wiedziałam, że tęsknota może fizycznie boleć. Bardzo tęskniliśmy do siebie, wydawaliśmy majątek na telefony - opowiada BeataIch rozstanie łagodziły wpływy na konto. Niemal wszystko, co zarobił Wojtek, oddawali do banku. Ale rok pracy w Anglii nie wystarczył. Obliczyli, że na spłatę kredytu trzeba kolejnego. - To był mój największy błąd - zamyśla się na chwilę Beata. - Przecież gdybym się wtedy nie zgodziła...Jednak zgodziła się. Mąż wyjechał, Maciek poszedł do przedszkola, a córka zaczęła studia i wyprowadziła się z domu. Wszystko się układało, tylko Wojtek coraz rzadziej dzwonił, a gdy ona planowała wizytę u niego, akurat zmieniał pracę i szukał mieszkania. Wtedy jeszcze serce nic jej nie podpowiadało. A Zauważyłam, że coś jest nie tak, dopiero dwa lata temu, podczas wakacyjnego urlopu. Wojtek był jakiś nieobecny, znikał często z telefonem w ręku. Oczywiście Maciek był dla niego najważniejszy, ale ja już nie czułam, że to ten sam kochający mąż - mówi Beata. Kiedy dotarło do niej, że traci męża, poprosiła go o powrót. Nie chciał, tłumaczył, że właśnie teraz ma świetną pracę i szkoda z niej rezygnować. Beata szukała pomocy w rodzinie męża. - Wojtek miał dobry kontakt ze swoim bratem. Prosiłam go, by przekonał męża do powrotu - opowiada. Wreszcie, po naciskach rodziny, w maju tego roku, Wojtek wrócił do Lubina. Złe nastroje, bezsenność i zupełny brak zainteresowania Beatą tłumaczył okresem ponownej adaptacji w Polsce. - W ciągu dwóch miesięcy tylko raz ze mną spał - wspomina. - Szybko jednak przekonałam się dlaczego. W lipcu do naszych drzwi zapukała młoda dziewczyna. Powiedziała, że jest koleżanką Wojtka z pracy i przyjechała na urlop. Została u nas trzy tygodnie. Nie, nie spali razem, przynajmniej nie przy mnie, ale też dziewczyna pilnowała, abym w nocy nie wchodziła do sypialni Wojtka. Dlaczego nie protestowałam? - uprzedza pytanie i odpala kolejnego papierosa. - Walczyłam kilka dni, aby ją wyrzucił. Straszyłam policją, płakałam, błagałam, a kiedy sama chciałam ją wywalić za drzwi, pierwszy raz w życiu Wojtek mnie uderzył. I to tak mocno, że upadłam. Załamałam wakacjach Wojtek wyjechał do Londynu. Tylko po to, by, jak twierdził, rozliczyć się z pracodawcą. Miał wrócić po tygodniu. - Tymczasem minęło już pół roku, a on nie dał nawet znaku życia - mówi kobieta. - Nie przysłał też złamanego grosza, a moja pensja nie wystarcza na wszystko. Wiem od znajomych, że ma się świetnie. Zresztą syn ogląda zdjęcia taty z kochanką w wieku naszej córki na portalu Nasza-klasa. Pod jednym z nich wpisał nawet: "Tatusiu, tęsknię, wróć do mnie" - Beata nie potrafi już ukryć łez. - Gdyby nie Maciek, nie miałabym ochoty wstawać z łóżka. Wystąpiłam do sądu o przyznanie alimentów na syna. Jak nie będzie wyjścia, to sprzedam to przeklęte mieszkanie i kupię mniejsze. ***W walentynki Tomek przez firmę wysyłkową przesłał żonie bukiet różDorota jest młodą, wykształconą blondynką. Ma już za sobą okres żalu, wylewania łez i szukania winnych rozpadu związku. Cztery lata temu z miłości do Tomka wróciła po studiach do Głogowa. Wzięli ślub, a po roku urodziła im się Kasia. Była dumna, kiedy jej mąż, zdolny informatyk, otrzymał propozycję półrocznego stażu w Dublinie. - Dla niego było to wielkie wyróżnienie, szansa rozwoju, no i oczywiście lepsze pieniądze - mówi Dorota. - Po cichu liczyliśmy, że dołączę z córką do niego i być może zostaniemy na wyjechał w styczniu 2008 roku. W walentynki przez firmę wysyłkową przesłał żonie bukiet róż. W Wielkanoc Dorota z dzieckiem poleciała do niego. - Nie uprzedził mnie, że mieszka z nim dwoje innych stażystów, chłopak i dziewczyna. Ale nie czułam podczas tej jedynej wizyty w Dublinie stało się coś, co zmieniło jej życie. Przyłapała męża namiętnie całującego się z koleżanką, z którą mieszkał. - Tłumaczył, że to nic dla niego nie znaczy, że wszystko przez nasze rozstanie, że jest mężczyzną i ma swoje potrzeby - wspomina Dorota. - Niemal zrzucił winę na mnie, bo zgodziłam się na jego wyjazd. Po powrocie Dorota zupełnie nie wiedziała, co dalej z jej małżeństwem. Po cichu liczyła jednak, że Tomek rzuci Dublin i przyjedzie do niej, padnie na kolana, będzie błagać o wybaczenie. Nie zrobił tego. Po miesiącu wysłał jej mejla, w którym zadeklarował płacenie alimentów na córkę. - Od roku jesteśmy po rozwodzie. Raz na kilka miesięcy odwiedza Kasię, ale nie jest z nią emocjonalnie związany - przyznaje Dorota z żalem w głosie. - Robi to raczej z poczucia obowiązku i nacisku ze strony swojej matki - dodaje. Dorota szybko przestała płakać po nieudanym związku. Czuła wielkie oparcie w rodzinie i nie opuszczało jej przeczucie, że jednak w całej tej historii miała dużo szczęścia. - Gdybym ich nie nakryła, pewnie długo by mnie oszukiwał, może nawet do dziś - zastanawia się Dorota. - Ale po tym wszystkim został mi jeden uraz - nie lubię róż i walentynek.***- Moja historia jest zwyczajna - próbuje bagatelizować swój dramat Bogdan, emerytowany hutnik z Głogowa. - Hanka wyjechała do córki, do Kanady, poznała faceta, zakochała się i została - mówi w wielkim skrócie mężczyzna. Moja historia jest prosta. Hanka wyjechała do córki, poznała faceta, zakochała się i została - mówi BogdanW jego głosie wciąż jest sporo żalu. Nie może zrozumieć, dlaczego po 30 latach udanego małżeństwa rzuciła go kobieta, którą kochał. Po chwili postanawia ciągnąć opowieść. - Pięć lat temu nasza jedyna córka wyjechała do Ameryki. Tam wyszła za mąż i tam urodziła się nasza wnuczka Marysia. Oboje z żoną szaleliśmy ze szczęścia, ale też żałowaliśmy, że obie są tak daleko - opowiada Bogdan. - Kiedy maleństwo poważnie zachorowało, ani przez moment nie mieliśmy wątpliwości, że trzeba tam lecieć i pomóc. W marcu 2007 roku Bogdan odwiózł żonę na lotnisko w Warszawie. Potem, z drżeniem serca, czekał na jej telefony z wiadomościami o stanie dziecka. Razem z córką walczyła o zdrowie Kiedy po dwóch miesiącach w końcu było jasne, że wszystko będzie dobrze, płakałem ze szczęścia jak szczeniak - wspomina. - Myślałem, że najgorsze jest już za nami. Jakże się wtedy myliłem...Żona miała wrócić do domu we wrześniu. Jednak przekonała Bogdana, że chce jeszcze nacieszyć się wnuczką. Ustalili da-tę jej wyjazdu na grudzień, tuż przed świętami. - Oprócz ogromnej tęsknoty do Hanki niczego nie przeczuwałem - ścisza głos, gdy wspomina dzień, w którym zawalił mu się świat. - Zadzwoniła na początku grudnia. Po chwili rozmowy rzuciła wprost, że nie wraca - opowiada głogowianin. - Byłem zaskoczony, nie mogłem wykrztusić z siebie to Hanka mówiła dalej. O tym, że zakochała się, że to człowiek, który bardzo im pomógł w chorobie Marysi, że przy nim czuje się prawdziwą kobietą. I że jej przykro, bo wie, że mnie skrzywdziła i że niczego ode mnie nie chce, nawet części z mieszkania. Kiedy minął pierwszy szok, Bogdan postanowił działać. Załatwił wizę, a potem zrobił coś, czego żałuje do dziś. Przed wyjazdem do Kanady uśpił ukochanego, ale starego i schorowanego psa, bo nie znalazł nikogo, kto by się nim zajął. - Poświęciłem dla Hanki najlepszego przyjaciela - mówi. Mimo rozdartego serca leciał za ocean z resztką nadziei. Wierzył, że kiedy Hanka go zobaczy, wszystko się zmieni, a on był gotów wybaczyć zdradę. W Kanadzie wytrzymał miesiąc. Nie potrafił przekonać żony do powrotu. - To była już inna kobieta, zupełnie mi obca - stwierdza. Dziś wciąż jest sam. Nie potrafi jeszcze cieszyć się życiem, jak kiedyś. Nie chce też szukać nowych znajomości. Boi się porażki i odrzucenia. - Żonę już miałem, na drugą jestem już za stary - dodaje. Imiona niektórych bohaterów tekstu zostały zmienione na ich prośbę.
Państwo Maria i Hubert Krzyżaniakowie obchodzili jubileusz małżeński. Ile lat są razem?Przeżyłam z Tobą tyle lat, oddałam Ci swój cały świat... - to słowa piosenki śpiewanej przez Krystynę Giżowską, które do swojego męża Huberta mogłaby powiedzieć pani Maria. Poznali się ponad pół wieku temu, a małżeństwem są już od 56 lat! Państwo Maria i Hubert Krzyżaniakowie już jakiś czas temu świętowali złote i szmaragdowe gody. Teraz odliczają lata do diamentowej rocznicy, którą będą obchodzić w 60 rocznicę ślubu. Póki co - 11 kwietnia - świętowali 56. jubileusz pożycia małżeńskiego. W tym szczególnym dniu małżonkowie otrzymali z rąk burmistrza Trzcianki Krzysztofa Jaworskiego medale i dyplomy przyznane przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej za „Długoletnie Pożycie Małżeńskie”. Do gratulacji dołączyła się kierownik Urzędu Stanu Cywilnego, która wręczyła wzorowemu małżeństwu piękny bukiet kwiatów. Był również list gratulacyjny oraz mnóstwo ciepłych, płynących prosto z serca ofertyMateriały promocyjne partnera
Miłość i szacunek, to recepta Genowefy i Michała Pantołów na szczęśliwe pożycie. 22 lutego obchodzili 70. rocznicę się w Cieplicach i po roku znajomości pobrali. Od 1953 r. mieszkają w Chorzowie, przy ul. Wolności. Dziś mają ponad 90 lat, nie ukrywają, że w życiu przeszli wiele tych smutnych i tych radosnych chwil. – Zawsze jesteśmy razem i towarzyszy nam uśmiech. To jest najważniejsze – mówi pani Genowefa. – 70 lat temu było bardzo mroźno, ale w dzień naszego ślubu świeciło piękne słońce – wspomina. Receptę na długie i szczęśliwe małżeństwo mają, z pozoru, prostą. – Trzeba się kochać i szanować. Nie robić złej atmosfery w domu – zdradza jubilatka. – Kocha się sercem. Jak w sercu wszystko pasuje to oddaje – tak, tak, nie, nie. Trzeba szanować przy tym drugiego i siebie – dodaje pan Michał. W domu Pantołów zawsze było i jest dużo miłości. – Dobrze się tu dorastało. Wszyscy byli dla siebie dobrzy, szanowali się i kochali. To przekazywaliśmy dalej – mówi Zofia Mrokwa, córka jubilatów. Pantołowie mają dwie córki, troje wnucząt i dwoje prawnucząt. – Dziadek i babcia są pełni miłości i energii. Dziadek to osoba wymagająca – mówi Radosław Mrokwa, wnuk. – Babcia, jak zawsze śmieje się dziadek, to taka osoba, która wszystkich chciałaby nakarmić. Przede wszystkim kocha całą rodzinę i jest elegancką damą. Do dziś nosi dziesięciocentymetrowe obcasy – dodaje. Wnuk nie ukrywa, że razem z bratem wdzięczni są dziadkom za wpojone wartości. – Myślę, że to, co osiągnęliśmy w dużej części zawdzięczamy właśnie im. Adam Broniszewski, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Chorzowie przyznaje, że 70. rocznica ślubu trafia się rzadko. – To kamienne, wyjątkowe gody. Prawdopodobnie to druga para w historii miasta z takim małżeńskim stażem. Poprzednio taki jubileusz obchodziliśmy w 2012 roku.
marysia i bogdan są małżeństwem od 24 lat